Crazy day

by - niedziela, grudnia 04, 2016

Pierwszy dzień w Tokio jak już wcześniej pisałam był dość zwariowany. Było mało czasu na odpoczynek i rozpakowanie bagaży. Hotel był położony w dzielnicy Nihonbashiodenmacho, niby  niedaleko centrum Tokio, ale wieczorami ta część zamieniała się w oazę spokoju.

Nasz pokój hotelowy był przyzwoitej wielkości jak na japońskie standardy, do tego łazienka, już trochę mniejsza ale to żaden problem bo jest i deska klozetowa naszpikowana elektroniką. Co mi się w tych deskach podoba :) Otóż jedną z zalet posiadania tego cuda techniki jest to, że w łazience czeka na ciebie podgrzany "tron". (szczególnie przydatne w chłodne dni)

Hotelowa łazienka.

Elektroniczna deska - cud techniki.

Typowy pokój hotelowy.


Widok z okna.

Wieczorami lepiej zasłaniać zasłony bo sąsiad zobaczy co mamy na talerzu.

Naszą wycieczkę rozpoczęliśmy od zwiedzania Meiji jingu. Dotrzeć można w to miejsce na kilka sposobów ale nasz przewodnik wybrał podróż metrem. Wyobraźcie sobie osobę, która jechała w życiu może kilka razy metrem warszawskim czyli w linii prostej i przesiada się na metro tokijskie.
Po prostu dżungla.
 Wszystko wydaje ci się nowe, duże i nie wiesz gdzie masz oko zawiesić, bo jest tego cała masa. Ta cała masa nowości miała się znaleźć również na video, na kamerze już przedpotopowej bo jeszcze na kasety Hi8. Operatorem był mój jeszcze wtedy narzeczony. No cóż jak przeglądam dzisiaj te filmy to po prostu śmiać mi się chce.
Wracając do wątku wycieczkowego. Wysiedliśmy koło stacji Harajuku Yamanote line i ruszyliśmy w stronę świątyni. Wszystko odbywa się bardzo szybko i jest mało czasu na zdjęcia ale dajemy radę.
Torii przy wejściu do Meiji jingu.



Baryłki z sake podarowane Świątyni.

Po drugiej stronie baryłki z winem.
Meiji jingu to świątynia shinto wybudowana na cześć Cesarza Meiji i jego żony Cesarzowej Shoken. Położona w parku w którym znajduje się około 120 000 drzew ( 365 różnych gatunków) , które zostały ufundowane przez ludzi z różnych zakątków Japonii. Pierwszy budynek został zniszczony w trakcie II wojny światowej. Współczesna świątynia została odbudowana z funduszy publicznych w 1958r. Jest naprawdę imponująca i zawsze kiedy jesteśmy w Tokio odwiedzamy ten zakątek.





Tabliczki wotywne zostawione przez odwiedzających Świątynię.





Spacerkiem w stronę wyjścia. Myśleliśmy że na na dzisiaj koniec i pojedziemy do hotelu na zasłużony odpoczynek. Niestety spacerek się przedłuży. Idziemy w stronę Omotesando, a że wszyscy zgłodnieli czas było wrzucić coś na ząb. 
Skrzyżowanie na Omotesando, po lewej Laforet.


Jonathan`s restauracja familijna.

Prawie we wszystkich restauracjach w Japonii króluje menu obrazkowe.


Udon curry.
Pierwszą restauracją jaką zaliczyliśmy w Japonii był Jonathan`s. http://www.skylark.co.jp/jonathan/
Co charakteryzuje japońskie restauracje to menu obrazkowe. Zdjęcia zamawianego posiłku są z detalami tak aby zamawiający wiedział co znajduje się w środku, aczkolwiek nam się zdarzyło parę razy zamówić i się rozczarować. Zaletą owego menu jest również to, że jeżeli nie znamy języka japońskiego to wystarczy wskazać palcem kelnerowi daną potrawę i po kłopocie. My zamówiliśmy Udon curry jedno z moich ulubionych dań na liście. Kawałki mięsa cienko pokrojonego, gruby makaron zanurzony w curry. Pychotka!!!!. Wszystko niestety na szybko bo musieliśmy iść dalej. 
Na dworze już zapadł zmrok a na nas czekał jeszcze spacer w kierunku Shibuyi. Szczerze jak patrzę na to teraz to nie wiem jak myśmy w ogóle to ogarneli.









Pomnik psa Hachiko i popularne miejsce spotkań.
Shibuya wieczorem trochę przypomina mi scenerię z filmu "Blade runner" tym bardziej, że w okolicach 18.00 robi się tu tłoczno. Do tego te wszystkie kolorowe neony. Po prostu szaleństwo.
Na szczęście ten pierwszy zwariowany dzień powoli się kończył. 36h na nogach, ale daliśmy radę. 






Po 36 godzinach nie ma się ochoty nawet na prysznic.


You May Also Like

0 komentarze