Fuji-san, Host Club and Love Hotels.

by - środa, grudnia 14, 2016


Dzień czwarty. Tego dnia wydarzyło się coś bardzo osobistego, ale po kolei.
Wiadomo było od początku, że dzisiaj wyjeżdżamy poza Tokio, konkretnie nad Jezioro Kawaguchiko. Wstaliśmy skoro świt by jeszcze przed wyjazdem zaliczyć Budynek Urzędu Miasta Tokio (Tokio Metropolitan Goverment), który znajduje się w dzielnicy Shinjuku. Budynek jest dość popularny wśród turystów ze względu na tarasy widokowe. Obydwie wieże można odwiedzić za darmo, a naprawdę warto, ze względu na niesamowite widoki. Budynek ma 243m. Każdy z tarasów mieści się na wysokości 202m. Przed wjazdem na górę jesteśmy rewidowani ze względu na znajdujące się tutaj biura urzędu miasta.




Tokyo Metropolitan Goverment Building.





Niestety nie mieliśmy szczęścia tego dnia i Fuji-san stał za chmurami. Wieża południowa otwarta jest do godziny 17:30 natomiast północna aż do 23:00. Na piętrze znajduje się również kawiarnia i sklep z pamiątkami, więc na chwilę zanim wyruszyliśmy w dalszą drogę mogliśmy napić się kawy. W niektórych partiach budynku znajdują się biura, więc mogliśmy podziwiać zapracowanych urzędników. Wszystko w kolorach czarnym i białym, bo taki styl króluje tutaj w urzędach i nie ma mowy na odstępstwa od normy. Wychodząc zwróciliśmy uwagę na wielkie postery obwieszczające kandydaturę Tokio do organizacji Igrzysk Olimpijskich 2016. 

Panorama Tokio z południowego tarasu .

Z góry widać jak blisko siebie stoją budynki.

W tle Tokyo Tower.

Kawałek zieleni (Meiji Jingu) a dookoła dżungla budynków.


Hotel Park Hyatt - zasłynął dzięki filmowi "Lost in translation"




Idąc w stronę dworca autobusowego, przechodzimy bocznymi uliczkami, które są tak samo barwne w dzień jak i w nocy. Pełno tu restauracji  i sklepów, a w powietrzu unosi się zapach przygotowywanego jedzenia. Budynek dworca położony jest dość niepozornie. W wąską uliczkę przyjeżdżają i odjeżdżają kolejne autobusy, a wszystko przy asyście Panów „naprowadzaczy”. Po przeciwnej stronie dworca jest sklep z elektroniką Yodobashi, więc jeszcze można zrobić małe zakupy przed wyjazdem. Jednak zamiast elektroniki skoczyliśmy do pobliskiego „conbini” po prowiant na drogę. W końcu jeść trzeba, żeby nie zasłabnąć podczas zwiedzania.


Przed dworcem autobusowym.


 
Bilet na autobus.

Panowie nie tylko pomagają wyjechać ale dbają też o  bezpieczeństwo przechodniów.




Wyjazd z Tokio zajmuje trochę czasu i mieliśmy wrażenie, że cały czas jesteśmy w mieście. Kiedy jednak skończyły się zabudowania ,naszym oczom ukazał się górzysty krajobraz porośnięty lasem. Doliny, góry, rzeki przeplatane widokami miasteczek mijanych po drodze.

Przed wjazdem do Kawaguchiko mijamy FujiQ Highland, jeden z najpopularniejszych parków rozrywki w Japonii. Niektóre z rollercoasterów wpisane są do księgi Guinessa.



Bramki na autostradzie.

Poza Tokio też jest świat tyle że bardziej zielony.

 
Jedna z atrakcji FujiQ Highland.
Stacja Kawaguchiko.

Jezioro Kawaguchiko jest jednym z pięciu jezior leżących w okolicach Fuji i jest tutaj sporo rzeczy do zobaczenia. Jedną z atrakcji jest Kachi Kachi Ropeway (kolejka linowa), która prowadzi nas na taras widokowy niedaleko szczytu góry Tenjo (1000m n.p.m.). Jadąc podziwiamy panoramę jeziora i okolic. Na górze czekają na nas jeszcze lepsze widoki.

Kachi Kachi Ropeway - kolejka linowa.




Kachi Kachi Ropeway swoją nazwą nawiązuje do baśni ludowej „Kachi Kachi Yama” Dazai Osamu, której fabuła została osadzona na Górze Tenjo. Jest to baśń o zającu, który mści się na złodziejskim tanuki (japońska odmiana szopa) podpalając i topiąc go w rzece. Postacie z tejże baśni przywitały nas na górze. Mimo, że w opowieści są przedstawione jako negatywne postacie, tutaj uśmiechają się do każdego i zachęcają do zrobienia sobie wspólnego zdjęcia. 
Jezioro Kawaguchiko.


Na naszym wagoniku był bohater owej baśni tanuki.

W zbliżeniu - FujiQ Highland.

Fuji - san.


Love Bell czyli Dzwon Miłości.

Taka mała niespodzianka w toalecie, szop podglądacz.

Tego dnia mieliśmy szczęście, pogoda była piękna, więc przed naszymi oczami w całej okazałości pokazał się Fuji-san. Góra Fuji to czynny wulkan mierzący 3776m n.p.m.. Ostatnia erupcja miała miejsce w 1707r.Przy dobrej widoczności możemy podziwiać Fuji z Tokio i Jokohamy.
„Kierownik” wycieczki dał czas na szybką sesję zdjęciową i zakomunikował nam czas wolny po obiedzie. Restauracyjka, w której jedliśmy była vintage i pamiętała lepsze czasy. Mimo tego było czysto a jedzenie serwowane przez miłą starszą panią smaczne.Ja zamówiłam ramen, a mężuś curry tonkatsu z ryżem. Poza tym widok z restauracji na jezioro i okolice był po prostu niesamowity. Taką fototapetę chciałabym mieć na ścianie w domu.
 

Restauracja z widokiem, wystrój a`la vintage, jedzenie pyszne.

Curry tonkatsu.

Ramen.


Po takiej uczcie wybraliśmy się na małe zwiedzanko. Przeszliśmy kilka metrów brzegiem jeziora gdzie znaleźliśmy urocze miejsce, do którego prowadziły kamienne mostki. W tym oto miejscu mój przyszły mąż postanowił mi się oświadczyć. Oświadczyny zostały oczywiście przyjęte i kilka lat później odwiedziliśmy to miejsce znowu. 

Miejsce oświadczyn.

W trakcie naszego spaceru natknęliśmy się na małą świątynię ukrytą między budynkami.






Powoli szliśmy w stronę zbiórki, czyli stacji Kawaguchiko. Szybko zauważyliśmy, że stację opanowały elfy. Siedziały na zegarze oraz na budynku stacji i spokojnie obserwowały okolicę.
Czekając na autobus w środku stacji można zjeść posiłek i zaopatrzyć się w pamiątki i lokalne przysmaki. Droga powrotna do Tokio była krótka, ponieważ zaraz jak autobus ruszył zmorzył mnie sen, no i tak do samego Tokio.
Po przyjeździe do Shinjuku postanowiliśmy się wyłamać i pozwiedzać okolice. Jak już wcześniej wspomniałam Shinjuku jest kolorowe. Ilość neonów w tej dzielnicy po prostu jest ogromna. Mieliśmy wrażenie, że panuje tu zupełnie inna atmosfera niż w innych dzielnicach Tokio. W naszej eksploracji natknęliśmy się na Świątynię Hanazono – poświęconej Inari (Bóg płodności i sukcesu). Niedaleko znajduje się Golden Gai, w którym natrafiliśmy na bar gdzie na półkach królowała polska Żubrówka. Takich małych pubów, restauracji czy klimatycznych barów karaoke jest tu cała masa.  



Shinjuku.



Świątynia Hanazono.

Jeden z pubów w Golden Gai.


Trafiliśmy do dzielnicy czerwonych latarni Kabukicho. Na pierwszy rzut oka pokazują się nam Host Kluby i Hostess Kluby. Te pierwsze są dla Pań, a te drugie dla panów. Najbardziej widoczne były jednak Host Kluby, nie tylko ze względu na ilość reklam, ale samych hostów, którzy energicznie nagabywali Panie do odwiedzin ich lokali. Zaraz obok mamy Love Hotele czyli hotele miłości. Celu tych hoteli nie będę opisywać, bo wiadomo … . Można wynająć pokój na godziny lub na całą noc. Niektóre hotele naprawdę potrafią przyciągnąć uwagę ze względu na tematykę, którą oferują swoim klientom.
Kabukicho - Host Club.


Love Hotel.












Niepozorny ale jest - sex shop.




Po drugiej stronie stacji Shinjuku jest miejsce, które potocznie nazywa się Piss Alley (z ang.) Omoide Yokocho (z jap.). Kilkanaście małych restauracyjek serwujących ramen, sobę, yakitori oraz alkohol. Nic w tym dziwnego, oprócz tego, że niektóre są tak małe, że mają jeden blat i kilka miejsc siedzących, czasami nawet na zewnątrz. Panuje tu wesoła atmosfera, a wieczorem często można tu spotkać „salarymen” po pracy na piwku.
Niestety nie mieliśmy jeszcze wtedy odwagi i nie skorzystaliśmy z okazji na wypróbowanie takiego rodzaju rozrywki. Tym bardziej, że menu było jeszcze wtedy tylko po japońsku.     
 
Omoide Yokocho.




Pachinko.







You May Also Like

0 komentarze